Ażurowa sukienka
Zofia Jurczyk
Córka dr. inż. Wojciecha Nowaka, byłego pracownika Zakładu Bioekonomiki Rybactwa. Wędkarz wyborowy
O godzinie 4 nad ranem udałam się wraz z koleżanką Miecią na moje ulubione łowisko, tym razem naszym wędkarskim marzeniem był złocisty lin. Świt nad jeziorem był piękny. Dookoła panowała cisza, a nad taflą wody unosiła się lekka mgła. W pobliżu pomostu pływał perkoz ze swoją dwójką dzieci. Nad domem sołtysa rąbek wschodzącego słońca rzucał zjawiskowe promienie ozdabiające niebo. Z pobliskiej zatoki wypływała łódka wzbudzająca niewielką falę. Urok tego miejsca zaburzył wygląd łowiska po nocnych manewrach pseudowękarzy. Na pomoście pozostawili nadgryzione kanapki, celofanowe worki, butelki po piwie, poplątane zerwane żyłki z haczykami i robakami, pudełka z białymi i czerwonymi robakami, stosy łupinek po słoneczniku, puszki po kukurydzy i ziarna kukurydzy tworzyły śmietnik. Dodatkowo cały pomost usłany był kapslami od piwa. To wszystko wyglądało ohydnie i odstraszająco. W takim gnojowisku najwspanialsze brania są tylko nieprzystojnym dodatkiem. Radość bycia o poranku sam na sam z przyrodą prysła. Nawet nieśmiały głos trzciniaka kołyszącego się na wiotkiej trzcinie nie poprawił mi nastroju. Pierwsza myśl – to powrót do domu. Kolejna myśl, jeżeli nie posprzątam – to śmietnik pozostanie na wiele, wiele dni. Zakasałam rękawy, odłożyłam sprzęt i zabrałam się za robotę, spoglądając od czasu do czasu na wodę , by spostrzec co się w niej aktualnie dzieje. Opodal pomostu zauważyłam kilka bąbelkowych smużek. Gdy byłam zajęta sprzątaniem, Miecia rozkładała swoje wędzisko, metodycznie ustawiając wokół siebie: zanętę, robaki, podbierak, siatkę na ryby. Robiła to mechanicznie, cicho, sprawnie. Wymieniłyśmy kilka uwag na temat bąbelkowych smużek prawie szeptem, by nie spłoszyć spławiających się ryb. Jeszcze jedno spojrzenie na wodę, zachwyt pięknem wschodzącego słońca i ciszą, schludnie wyglądającym łowiskiem. Nałożyłam 4 białe robaczki na haczyk i zarzuciłam wędkę tak, by spławik znalazł się w samym centrum bąbelków. Odczekałam kilka chwil i…. branie! Energicznie, szybko zacięłam, a na końcu żyłki dyndała srebrzysta, niewymiarowa płoteczka. Miecia natomiast miała drobne brania, podskakiwania spławika, które kończyły się ciszą. Bąbelki na wodzie pokazywały się w różnych miejscach. Wizualizowałyśmy potężne żerowania, potężnych linów. Nasze spławiki obąblone podskakiwały, po czym Miecia wyciągnęła krąpia. Brania takiej ryby skomentowałyśmy delikatnie mówiąc bardzo niegrzecznie.