Panie, tu nie ma ryb, czyli słów kilka do przyjaciół wędkarzy
Tomasz Kajetan Czarkowski
Zakład Bioekonomiki Rybactwa Instytutu Rybactwa Śródlądowego w Olsztynie
Ponieważ Komunikaty Rybackie stają się powoli swoistym forum wyrażania opinii (niekoniecznie tylko naukowych) na tematy związane z rybami oraz ich eksploatacją, również i ja pozwoliłem sobie na napisanie artykułu w podobnym tonie. Pragnę wyjaśnić, iż spojrzenie, które przedstawiam w niniejszej pracy, choć oparte na wielu naukowych źródłach oraz ichtiologicznym doświadczeniu, jest jednak spojrzeniem subiektywnym. Poniższe problemy przedstawiam z pozycji zarówno ichtiologa i pracownika naukowego, jak i czynnego wędkarza oraz byłego pracownika gospodarstw rybackich i doradztwa rolno-rybackiego. Niniejszy tekst powstał w oparciu o wcześniejsze nasze publikacje o podobnej tematyce (Czarkowski i Nowosad 2016, Czarkowski i Kapusta 2016a, Czarkowski i Kapusta 2016b, Czarkowski i in. 2018a, Kapusta i in. 2017) oraz w oparciu o tekst, który ostatnio przygotowałem z okazji konferencji-szkolenia dla wędkarzy w Serocku (Czarkowski 2018).
Korzystanie z zasobów ryb może odbywać się jedynie pod warunkiem, że zasoby te nie zostaną zniszczone bądź zdegradowane w wyniku działalności człowieka. Zasoby ichtiofauny słodkowodnej są bardzo wrażliwe i podatne na degradację. Fakt ten zauważono i omówiono już ponad czterdzieści lat temu, co opisała Nagięć (1973). Wymieniono wtedy trzy grupy czynników antropogenicznych, które najmocniej oddziałują na populacje ryb w jeziorach: introdukcje obcych gatunków, eutrofizację oraz eksploatację. Wszystkie te trzy czynniki są równie ważne, jednakże ja skupię się głównie na eksploatacji, czyli połowach ryb. Połowy w wodach śródlądowych mogą być wykonywane w pięciu podstawowych celach: poznawczych, regulacyjnych, zarybieniowych, spożywczych i rekreacyjnych (Czarkowski i Kapusta 2016a). Wielu autorów potwierdza koncepcję Smitha (1986) prezentującą związek pomiędzy poziomem dobrobytu oraz stopniem rozwoju gospodarczego społeczeństw a celami rybołówstwa śródlądowego (Arlinghaus i in. 2002, Cowx i in. 2010, FAO 2012). W najuboższych społeczeństwach funkcja spożywcza jest funkcją przewodnią. Wraz ze wzrostem zamożności społeczeństwa wzrasta znaczenie funkcji rekreacyjnej. W społeczeństwach najbardziej rozwiniętych, przewodnią rolą staje się funkcja ochronno-monitoringowa, związana z zachowaniem odpowiedniego stanu środowiska. Dlatego śmiem twierdzić, że obowiązująca ciągle ustawa o rybactwie śródlądowym z 1985 roku, powstała jeszcze w poprzednim ustroju, i pomimo wielu aktów ją nowelizujących nie przystaje już do obecnych czasów. Zgodnie z tezą przytoczoną powyżej, w czasie kiedy ustawa ta powstawała, kwestia wyżywienia Polaków była kwestią kluczową. Wydaje się, że obecnie stać nas na więcej, dlatego jestem orędownikiem tego, aby obecnie również w Polsce zasoby ryb były eksploatowane w nieco inny sposób. Potrzebę zmian obecnego, nie zawsze wydolnego systemu zarządzania gospodarką rybacko-wędkarską opisują nasze publikacje (Czarkowski i Kapusta 2016b, Kapusta i in. 2017, Czarkowski i in. 2018a). W Polsce swego czasu dość niefortunnie wprowadzono instytucję tzw. użytkownika rybackiego, na którego państwo zepchnęło dużą część problemów i obowiązków związanych z zarządzaniem zasobami ryb. Jednocześnie umożliwiono mu prowadzenie działalności gospodarczej na majątku Skarbu Państwa, którymi są wody publiczne i zasoby ryb, czerpanie dochodów zarówno z połowów komercyjnych, jak również pobierania opłat od wędkarzy, które sięgają – jak w przypadku jednego stowarzyszenia – 2500 zł za cały sezon wędkowania. Takie podejście może rodzić (i czasem rodzi) wiele problemów i konfliktów społecznych i ekologicznych.