Koniec pięknych ryb (5)
Arkadiusz Wołos
Instytut Rybactwa Śródlądowego im. Stanisława Sakowicza
Drugi semestr trzeciego roku studiów praktycznie w całości poświęcony był (słowo poświęcony jest tu jak najbardziej na miejscu) odbyciu praktyki – w moim przypadku najpierw w karpiowym gospodarstwie stawowym w Żabieńcu k. Piaseczna (miejsce zakwaterowania – barakowóz), a następnie w Zakładzie Rybackim Grzmięca, na Pojezierzu Brodnickim (miejsce zakwaterowania – barakowóz). Zwłaszcza ta druga, trwająca dwa miesiące (czerwiec-lipiec) praktyka była bogata w spotkania z rybami. Pojechałem tam wraz z dwoma kumplami z roku, Błażejem i Jaczewem, i rzecz jasna wziąłem ze sobą wędki. Miejsce praktyki – niemalże okrągłe, o powierzchni 162 ha, jezioro Łąkorek w pobliżu małej wioseczki Ładnówko.
Na miejscu naszym kierownikiem, opiekunem, a jednocześnie dozorcą całej rybackiej bazy nad jeziorem był rybak Gienek. Wiek pewnie około 60 lat, ale na twarzy wyraźnie odbiły się trudy pracy w rybactwie… Miał do dyspozycji swój własny barakowóz, w którym znajdowała się – oprócz typowego wyposażenia gwarantującego przeżycie – duża, poważnie wyglądająca szafa. I rzeczywiście, pewnego dnia odkrył nam swój ukryty w szafie sekret – mieścił się w niej zestaw kilku ślicznie wyglądających garniturów, coś, co zupełnie nie pasowało do Gienka, który od rana do późnego wieczora chodził wyłącznie w roboczym ubraniu. Wyjawił wtedy nam, że był w Armii Andersa, a te garnitury przywiózł prosto z Anglii, kiedy już nasi nie byli tam potrzebni. Niestety nie mieliśmy okazji skusić go na dalsze wspomnienia – gdy tylko kończyła się jego i nasza praca, podążał do barakowozu i raczył się ukrytą w gumowcu butelką taniego wina. Potem tylko siadał na małej ławeczce przed barakiem i rozmawiał sam ze sobą, a może też z towarzyszami z wojennego szlaku, tymi co żyją albo poległymi na obcej ziemi...