Koniec pięknych ryb (6)
Arkadiusz Wołos
Instytut Rybactwa Śródlądowego im. Stanisława Sakowicza
Profesor, Maryśka, Wojtek, a od grudnia 1982 roku i ja, stanowiliśmy naukowy trzon ówczesnego Zakładu Ekonomiki Rybactwa w Instytucie Rybactwa Śródlądowego. Szybko ukuliśmy sobie przydomek „Banda Czworga”, na pamiątkę prawdziwej „bandy czworga”, tj. czwórki radykalnych działaczy Komunistycznej Partii Chin (m.in. żony Mao Zedonga), którzy odgrywali ważną rolę w czasie zaprogramowanej i realizowanej przez Mao rewolucji kulturalnej, a po jego śmierci pragnęli przejęć władzę w Chinach. Banda skończyła jednak pechowo – w 1976 jej członkowie zostali aresztowani, a po procesie i wydanym w 1981 wyroku zostali skazani. Na szczęście nic takiego nie przytrafiło się naszej czwórce, której kierownikiem, a dla nas po prostu Szefem, był profesor.
Jego skomplikowanym życiorysem można by obdzielić kilka życiorysów, bo była w nim i sześcioletnia zsyłka do Kazachstanu, i polski obóz dla młodocianych więźniów politycznych po wojnie, i więzienie w Barczewie, i całe bujne zawodowe życie w Instytucie. Dużo nam przy porannej kawie opowiadał o swoich, głównie dziecięcych i młodzieńczych przeżyciach. Wielokrotnie namawiałem ja, namawiał późniejszy nasz nabytek Maciek, aby w jakiś sposób spisać te wspomnienia. Oferowałem ich wydanie, proponowałem nawet taką formę, jaką zastosował Czesław Miłosz, który przeprowadził wywiad-rzekę z Aleksandrem Watem, w efekcie której powstał Mój wiek – jedna z najważniejszych pozycji bibliograficznych o inteligenckim życiu w przedwojennej Polsce, genezie zachłyśnięcia się znacznej części polskich Żydów ideą komunizmu i okrutnym przetarciu oczu po gehennie, jaką przeżyli w największym ówczesnym raju na ziemi, zwanym Krajem Rad. Wszystkie takie nasze propozycje kwitował jedyną, niepowtarzalną miną-mieszanką: zachowam to w swojej pamięci, nikogo to nie zainteresuje, co wy, kozie cycki, możecie o tym wiedzieć – co w sumie oznaczało stanowcze NIE. Jak tischnerowski Władek Trebunia-Tutka, który kończąc objaśnianie, jak poznawać świat, rzekł – Nie będę godoł, bo i nima do kogo. A jednocześnie chyba jednak chciał, żeby tylko w jego pamięci wiała purga od strony Ałtaju, a o której niejeden raz nam opowiadał.
Będąc już przy Tischnerze, trzeba wspomnieć, że oprócz nauki i dobrej literatury, jego największą pasją było zgłębianie myśli wielkich filozofów. Do tej elitarnej grupy zaliczał i czytał dzieła Księdza Profesora, ale gdy dotarł w swych poszukiwaniach do jego Filozofii dramatu, chyba przez kilka tygodni jej studiowania mówił nam przy porannej kawie – Czytam, czytam, czytam i nic nie rozumiem. Szkoda, że nie mógł słuchać, jak grają i śpiewają Trebunie Tutki i Voo Voo na płycie Tischner: Oto filozofia tego dramatu: Bogu, cłowiekowi i światu, a na pewno by zrozumiał.