Koniec pięknych ryb (7)
Arkadiusz Wołos
Zakład Bioekonomiki, Instytut Rybactwa Śródlądowego im. Stanisława Sakowicza
Po wielu latach rybnych podchodów pod dziesiątki jezior w okolicach Olsztyna wreszcie w 1984 roku trafiliśmy nad Jezioro Gromskie – naszą drugą i ostatnią Mekkę szczupakową. W trakcie jednego ze spotkań rodzinnych Tata opowiedział, że wujek Witek kupił opuszczoną posiadłość z rozległym dostępem do brzegów tego jeziora. A kimże jest tytułowy bohater tego rozdziału? Kiedy rodzice przenieśli się z maleńkim Arkiem na stałe do Olsztyna, przez krótki okres zamieszkali w budynku uczelni kortowskiej, a najbliższymi sąsiadami okazali się przemili państwo – Teresa i Witek Tumelisowie, z którymi rodzice szybko się zaprzyjaźnili, a przyjaźń ta przetrwała przez wszystkie lata, mimo iż na wiele lat los rzucił wujostwo w dość odległe od Olsztyna rejony Mazur. A tak jak trwała ta przyjaźń, tak przez te wszystkie lata, po dziś dzień, byli dla mnie zawsze ciocią i wujkiem. Po wielu latach pracy w państwowych gospodarstwach rolnych – od okolic Kętrzyna po kombinat w Szczytnie, wujek Witek wreszcie znalazł swoją gromską przystań, a my dzięki niemu swoją.
Pod koniec maja tego roku zaproponowałem Geremu – Jedziemy na Grom, tam u wujka Witka cumuje łódkę jakiś znajomy wędkarz, wujek ma klucze od łódki, spróbujmy pospinningować. Pojechaliśmy i już na sam widok rozległej, południowej zatoki jeziora, wiedzieliśmy: to tu! Cała zatoka jest otoczona zwartym pasem roślin wynurzonych, gdzieniegdzie widać równie rozlegle pasy grążeli, a naprzeciwko dwie wyspy – północna mniejsza, południowa większa, i obie porośnięte drzewami. Na dwudziestu hektarach wody widać tylko dwa małe pomosty, a całość sprawia wrażenie prawie nienaruszonej ludzką ręką wspaniałej jeziornej przyrody. Jest późne popołudnie, niemal bezwietrznie, a na wodzie i tu, i tam pojawiają się kółka małych żerujących rybek, tu i ówdzie z wody wyskakują płotki i ukleje, by z pluskiem zanurzyć się pod powierzchnię jeziora – każdy doświadczony wędkarz wie, że w majowy wieczór takie widoki zwiastują aktywne żerowanie szczupaków. A więc płyniemy; najpierw północną częścią zatoki, nie omieszkując spenetrowania błystkami maleńkiej zatoczki w zatoce, niemal w całości pokrytej pasem grążeli i rdestnicy pływającej, potem kolejnej zatoczki w zatoce obramowanej gęstym pasem trzciny, wreszcie dopływamy do przesmyku, z którego widać prawie cały główny – około dwustuhektarowy akwen. Choć ciekawość korci, by tam wypłynąć, ale na taką eskapadę jest zbyt późno, więc kierujemy się ku dwóm wyspom połączonym niewielkim i bardzo płytkim przesmykiem. Przy nim znajduje się wolny od trzcin okalających obie wyspy niewielki fragment wolnej wody, a więc rzucam meppsa w kierunku płytszych jej partii, błystka spada tuż obok pływających liści grążela i po dwóch sekundach zacinam swojego pierwszego gromskiego szczupaka. Opuszczamy minizatoczkę i kierujemy się wzdłuż trzcin w stronę następnego przesmyku, który łączy wyspę z mocno pofalowanym brzegiem południowej strony zatoki. Po kilku minutach wiosłowania dopływamy do kolejnego ciekawego miejsca, gdzie pojawiają się i skupiska grążeli, i kolejny szeroki pas trzcinowisk. I w miejscu gdzie grążele stykają się z trzcinami, za jednym z pierwszych rzutów błystką, Gery zacina swojego pierwszego w Gromie szczupaka. Jeszcze kilkadziesiąt metrów wzdłuż trzcinowiska i pojawia się przed nami bardzo szeroki i długi pas roślinności pływającej – liści grążeli, i rzadszych skupisk rdestnicy pływającej. Już na samym początku grążeliska mój precyzyjny rzut błyski sprawia, że nasz pierwszy dwugodzinny wypad na Jezioro Gromskie kończy się tripletem.