Przyjemne hobby czy przestarzałe wymogi – rozważania na temat wędkowania w Naszych Łowiskach
Tomasz Czerwiński
Zakład Bioekonomiki Rybactwa, Instytut Rybactwa Śródlądowego im. Stanisława Sakowicza
Za truizm możemy uznać stwierdzenie, że żyjemy w niepewnych czasach. Od niespełna kilku lat jesteśmy świadkami niemal apokaliptycznych wydarzeń. Doświadczyliśmy pandemii wirusa, która poturbowała nas społecznie i gospodarczo, obserwujemy galopujące zmiany klimatu, swoje dołożyła inflacja, a zaogniający się konflikt tuż za naszą wschodnia granicą i groźba globalnej wojny potęgują dojmujące uczucia. Być może już pora przywyknąć do myśli, że świat stał się tak ciasny i mały, że niestety nie sposób funkcjonować w odosobnionych enklawach, a każde zawirowanie na świecie, nawet w najdalszym jego końcu, będzie miało wpływ na nasz życie.
W naszym mikroświatku rybackim ostatnimi czasy również wiele się dzieje. A że jest nas niewielu, to wszelkie wieści rozchodzą się błyskawicznie. Do tego też musimy przywyknąć – jak rybak spod Zielonej Góry smaży rybę, to w Olsztynie wiedzą jaką. Wydarzeniem, które wywołało dość spore poruszenie i poniekąd słuszne obawy wielu użytkowników obwodów rybackich, był start projektu Nasze Łowiska firmowanego przez Wody Polskie. Natomiast na osobną dyskusję zasługuje fakt, że przy okazji w naszym systemie prawnym powstał kolejny organ do „regulacji” rybactwa, który niejako dubluje kompetencje już istniejących. O rozrastających się w tempie wykładniczym pomysłach w celach kontrolowania, sterowania i nadzoru na sektorem pisałem w felietonie przy okazji październikowej debaty nad stanem rybactwa, która odbyła się w Olsztynie.
Przy okazji promocji projektu Nasze Łowiska pojawiły się komunikaty, których analiza może prowadzić do zaskakujących wniosków. Mam tu na myśli jedną opłatę na wszystkie wody oraz „zachęty” do przystąpienia innych użytkowników do tego projektu. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, ale dlaczego podmioty użytkujące obwody rybackie i ponoszące coraz bardziej rosnące koszty, miałyby dobrowolnie zrezygnować z przychodów wędkarskich, które mają istotny wpływ na ich rachunek ekonomiczny. To jedno z wielu pytań, jakie się urodziły po konferencjach i spotkaniach z Ministrem Infrastruktury oraz dyrektorem Departamentu Rybactwa w Wodach Polskich.
Ja natomiast zwróciłem szczególną uwagę na inny przekaz, który pojawił się w wywiadzie dyrektora owego departamentu dr. inż. Janusza Wrony. Notabene postaci bardzo znanej w światku rybackim, gdyż był on wieloletnim dyrektorem Departamentu Rybołówstwa w ministerstwach regulujących porządek prawny w sektorze rybactwa śródlądowego: Wędkowanie ma być przyjemnym hobby, a nie spełnianiem przestarzałych wymogów (źródło: https://www.wody.gov.pl/aktualnosci/2439-wedkowanie-ma-byc-przyjemnym-hobby-a-nie-spelnianiem-przestarzalych-wymogow). To zdanie zaciekawiło mnie najbardziej. Mój tekst nie oznacza bynajmniej krytyki celów projektu, służy raczej wywołaniu nieco odważniejszej dyskusji na tematy związane z rozwojem rybactwa, wędkarstwa oraz innych dziedzin gospodarki związanych z wodami.